sobota, 11 kwietnia 2015

Rozdział VII

Trochę czasu upłynęło nim pojawił się ten rozdział. Wynika to z tego, iż nie wiemy czy dalej prowadzić bloga o Alessi Black. Powodów jest wiele i nie będziemy ich tutaj wymieniać. Póki co, mamy dla Was VII rozdział, a informacja o dalszym pisaniu opowiadania pojawi się wkrótce. Miłego czytania!

Byłam strasznie szczęśliwa. Gdzieś tam w mojej głowie błąkały się myśli, że przecież jeszcze nic nie jest do końca wiadome, że coś może się nie udać, ale odsunęłam je na dalszy plan. W końcu będę mogła pójść do szkoły! Zacznę normalnie wychodzić z domu i będę jak każda normalna nastolatka. Nie mogłam już doczekać się sowy, którą prawdopodobnie dostaniemy od państwa Tonks, po tym jak otrzymają list z Ministerstwa. Byłam im naprawdę wdzięczna. Z resztą tak samo Dumbledore'owi. Nawet nie wiedziałam jak mogę im podziękować. No właśnie, podziękować... Zastanowiłam się co mogę powiedzieć Tonksom. Bo przecież zwykłe "dzięki" nie wystarczy. Oni zdecydowali się zostać moimi prawnymi opiekunami, a to przecież nie jest jakaś tam zwykła przysługa, nawet jeśli chodzi tylko o zwykły papierek w Ministerstwie. Wiem, że zrobili to ze względu na Dumbledore'a i może też Syriusza, ale i tak byłam im bardzo wdzięczna. To chyba najlepsza rzecz, jaka mi się w ostatnim czasie przytrafiła! Z moich radosnych rozmyślań wyrwał mnie spokojny głos Syriusza.
   - Nie przejmuj się, jeśli z Tonksami nie wyjdzie. Wtedy wymyślimy coś innego. - Spiorunowałam go wzrokiem. Czy naprawdę, kiedy tylko zaczynałam mieć pozytywne myśli on musiał rzucać taki komentarz? Chyba robił to celowo.
- A czy wyglądam na kogoś, kto się przejmuje? - warknęłam. Wszystkie spojrzenia natychmiast skierowały się na mnie. Pewnie tak wyglądałam, jakbym się przejmowała i faktycznie tak w rzeczywistości było. Nie chciałam jednak, aby myśleli, że nie myślę o niczym inny, niż o tym. 
   Zanim Syriusz się odezwał byłam w jak najlepszym nastroju. Mruknęłam więc jeszcze tylko coś pod nosem i już się nie odezwałam. To dziwne, bo zwykle jak mam dobry humor to bardzo dużo mówię. Normalnie nie da się mnie uciszyć. Teraz jakoś nie czułam potrzeby mówienia. Szczególnie, że nie wiedziałam co powiedzieć.
   Przez cały dzień panowała ogólna atmosfera uciechy i zadowolenia. Jakoś na wszystkich dobrze wpłynęła ta informacja o Tonksach, jako moich opiekunach. Muszę przynać, że chyba właśnie najbardziej cieszyło mnie to zadowolenie wszystkich. No bo skoro się cieszyli to chyba musieli mnie lubić, prawda? W końcu teraz będę mogła chodzić z nimi wszystkimi do Hogwartu. Jakoś nikt nie przyjmował do wiadomości, że przecież jeszcze nie wiadomo czy w ogóle się uda. Ja też zbytnio nie zaprzątałam sobie tym głowy. W tym momencie wolałam być optymistką.
   Po jakimś czasie przeniosłam się z kubkiem herbaty, do swojego pokoju. Nie mogłam znaleźć dla siebie żadnego zajęcia, więc wpatrywałam się w nudny widok za oknem. Szare niebo i chmury, jakby zbierało się na deszcz. Na przeciwko stary park z wyschniętymi drzewami i krzewami. Tylko zaledwie kilka drzew miało piękne rozłożyste gałęzie, gdzie rosło mnóstwo zielonych listków. Na chodniku leżał wywrócony kosz na śmieci, którego nikomu nie chciało się podnieść, więc papierki rozsypały się wszędzie dookoła. Nic ciekawego, po prostu ponura ulica. 
   Ciekawa byłam jak wygląda miejsce gdzie znajduje się Hogwart. Czy jest podobne do parku na przeciwko domu Syriusza, czy może piękne, żywe i barwne? Czy ptaki codziennie rano śpiewają i chętnie tam przylatują na wiosnę? Wiedziałam tylko, że Hogwart znajduje się w olbrzymim zamku z wieloma wieżyczkami, nic więcej mama mi nie opowiadała. Rzadko mówiła o szkole, do której uczęszczała, chociaż jak sama kiedyś wspomniała, to właśnie tam czuła się tak, jakby w końcu żyła. 
  W pewnym momencie usłyszałam za plecami głośne chrząknięcie. Podskoczyłam w miejscu przerażona. Zapomniałam o kubku, który trzymałam w dłoniach i cała jego zawartość wylała się na dywan, nie oszczędzając także moich spodni. Obróciwszy głowę w stronę, skąd wydobyło się chrząknięcie, ujrzałam Hermionę, która stała z nieco zakłopotaną miną.
- Przepraszam, nie chciałam cię wystraszyć - powiedziała natychmiast. 
- Nic się nie stało - odrzekłam oglądając spodnie. Tylko niewielki kawałek był mokry, dlatego dałam sobie z tym spokój. Wzruszyłam lekko ramionami i znowu wpatrzyłam się w obraz za oknem. Zdałam sobie także sprawę, że przez ten cały czas stałam, a nogi powoli odmawiały mi posłuszeństwa. Usiadłam więc na parapecie dopijając resztę herbaty. 
- No to... jak ci szła nauka w domu? - zapytała po chwili wahania dziewczyna, siadając na łóżku. 
Westchnęłam ciężko. 
- Mama uczyła mnie tak, jakby kiedyś sama była nauczycielką. Przynajmniej tak mi się wydaje - rzekłam. - Teorię mam opanowaną. Nie było raczej takiej rzeczy, która sprawiałaby mi trudności. Gorzej z praktyką.
- Dlaczego?
- Nie mam swojej różdżki. Do tej pory ćwiczyłam za pomocą różdżki mamy, ale ta za bardzo nie chciała mnie słuchać. Trudno mi było się nią posługiwać. Poza tym często mamy nie było w domu, a kiedy wychodziła brała różdżkę ze sobą - wytłumaczyłam jej. To zastanawiające dlaczego nie kupiła mi własnej różdżki, abym mogła ćwiczyć zaklęcia. Kiedyś przecież będę jej potrzebować.
- To dziwne - stwierdziła Hermiona. Nie wiedziałam o co jej chodzi. - Ministerstwo Magii wie o każdym dziecku, które użyło magii poza jakąkolwiek szkołą. Precyzując, wie o każdym dziecku, które użyło magii za pomocą różdżki. Powinnaś w takim razie dostać pismo z ostrzeżeniem.
- Jak? Przecież nie wiedzą o moim istnieniu - zauważyłam. - Nic by mi poza tym nie zrobili. Nie mogą mnie wyrzucić ze szkoły, bo do niej nie chodzę, a w Azkabanie mnie przecież nie zamkną.
- Domyślasz się jakim sposobem nikt, nic o tobie nie wiedział? - zapytała Hermiona.
Wzruszyłam ramionami i pokręciłam głową.
- Nie mam bladego pojęcia.
- Mi się wydaje, że zostały do tego użyte jakieś potężne czary. Nie ma innego sposobu. W Hogwarcie jest księga gdzie są wpisane wszystkie dzieci z magicznymi zdolnościami, które urodziły się w Anglii. Podejrzewam, że w Ministerstwie Magii też jest coś takiego. A skoro jest, to potrzeba zaklęcia by ukryć jedną osobę przed światem. 
- A skąd moja mama mogłaby znać takie zaklęcie? - zapytałam patrząc na nią. - Wątpię, aby uczyli ją tego w szkole.
- A może to ma związek z czarną magią? - podsunęła Hermiona, a ja zakrztusiłam się śliną. 
Czarna magia? Niby jakim cudem moja mama miałaby znać czarną magię? Przecież to niemożliwe. No jak? Co prawda, teraz, po tych wydarzeniach, nie miałam pewności, że znałam swoją mamę w stu procentach, ale nigdy nie przeszłoby mi przez myśl, że moja rodzicielka mogła parać się czarną magią. Pewnie bym to zauważyła, prawda?
- Nie, to niemożliwe. - Pokręciłam głową, chociaż sama nie byłam tego pewna. 
- Bądźmy jednak dobrej myśli - odrzekła Hermiona, widząc moją minę. - Ciekawe czy poradzisz sobie z nauką w Hogwarcie. Pewnie trudno będzie Ci się zaklimatyzować. Uczniowie, nauczyciele, zadania domowe.
- Och, zadania domowe miałam i to całkiem trudne. Czasami musiałam napisać wypracowanie na dwie stopy z Historii Magii, albo Eliksirów. 
- Sądzę, że w tej kwestii nie będziesz miała żadnych problemów. Też musimy pisać takie wypracowania. 
- Hm... no cóż, przynajmniej to się nie zmieni - odparłam. Hermiona uśmiechnęła się do mnie serdecznie.
- Jeśli będziesz miała jakieś problemy, to zawsze mogę ci pomóc - stwierdziła.
Zaczynałam ją coraz bardziej lubić. Teraz już nie dopuszczałam do siebie myśli, że mogę nie chodzić do szkoły z nią i z Weasley'ami. Jeśli wszystko pójdzie, jak należy, to będę najszczęśliwszą osobą na świecie.
Rozmawiałyśmy jeszcze chwilę, ale w końcu skończyły nam się tematy. Hermiona zajęła się jakąś grubą książką, a ja nie za bardzo wiedziałam co ze sobą zrobić, więc po chwili bezczynnego chodzenia po domu udałam się do kuchni. Myślałam, że na pewno ktoś tam będzie, ale ze zdziwieniem stwierdziłam, że jestem sama. Zastanie pustej kuchni, kiedy w domu było tylu gości graniczyło z cudem. Sięgnęłam po gazetę, ale mój wzrok tylko prześlizgiwał się po tekście, a moje myśli błądziły zupełnie gdzie indziej. Ocknęłam się dopiero, gdy usłyszałam jakiś dziwny stukot. Mała szaro-brązowa sówka tłukła swoim dziobem w okno. Otworzyłam je, a zwierzę wleciało do środka i upuściło na stół kopertę. Była zaadresowana do Syriusza.
- Syriuszu! - zawołałam po chwili wachania. Ojciec już po chwili zjawił się w kuchni.
- Coś się stało? - zapytał zaniepokojony, potem jego wzrok padł na list. Uznałam, że nie muszę odpowiadać.
Syriusz poczęstował czymś sowę, która po chwili odleciała. Otworzył kopertę i z nieprzeniknionym wyrazem twarzy śledził tekst. Zżerała mnie ciekawość, ale udawałam obojętną. Wiedziałam, że jak będę się dopytywać i tak mi nie powie.
- Dobre informacje? - zapytałam niedbale. Uniósł brwi w geście zdziwienia. Jego mina mówiła "A więc teraz ze mną rozmawiasz, tak?”. Zaczynało mnie to irytować.
- Można tak powiedzieć - odezwał się w końcu i podał mi list. Popatrzyłam na niego zdziwiona. Czemu dawał mi do czytania swoje listy? Gestem nakazał mi czytać.

"Drogi Syriuszu!
Dumbledore pewnie poinformował Cię, abyś spodziewał się listu od nas w najbliższym czasie. Otrzymaliśmy już informację od Ministerstwa Magii na temat sprawy Alessi. Oto część otrzymanego przez nas listu:

Szanowni państwo!
Zgodnie z ustawą z dnia 21 czerwca 1991r. (pełna ustawa w drugim liście) rozpatrzyliśmy państwa wniosek o przyznanie opieki nad Alessią Clarissą Black. Wstępnie wniosek zostaje zaakceptowany. Proszę spodziewać się wizyty urzędniczki z wydziału Spraw Rodzin Magicznych dnia 16 sierpnia 1995r. w celu dalszego rozpatrzenia sprawy. Obecni mają być: Alessia Black, Ted Tonks oraz Andromeda Tonks.


Z poważaniem
Marceline Holmwood

Jak widzisz wstępnie sprawa została rozpatrzona pozytywnie. Cieszymy się, że możemy pomóc Tobie i Twojej córce, która na pewno jest cudowna. Widzimy się w dniu ustalonego spotkania!
Ucałowania
Andromeda i Ted Tonks"

Wpatrywałam się w list, nie wiedząc, co powiedzieć. Przez moment nie docierało do mnie znaczenie tego, co przeczytałam.
- To wspaniała wiadomość! - wykrzyknęłam po chwili. Nareszcie jakieś dobre wieści. Nie mogłam się już doczekać spotkania z urzędniczką. Teraz już nic nie mogło pójść źle. 
- Tak, cudowna - burknął Syriusz i wyszedł z kuchni.
W tym momencie do pomieszczenia weszła pani Weasley. Spojrzała na list, potem w ślad za Syriuszem i jej twarz spochmurniała.
- Złe wieści? - zapytała. Pokręciłam przecząco głową.
- Wręcz przeciwnie. Sprawa o opiekę Tonksów nade mną została jak na razie rozpatrzona pozytywnie. Nie mam pojęcia o co chodzi Syriuszowi - wyznałam zmieszana. 
- To rzeczywiście świetna wiadomość! Nie przejmuj się Syriuszem, na pewno niedługo mu przejdzie - zapewniła mnie, niezbyt przekonująco pani Weasley, po czym mocno mnie uściskała. - Niestety będę cię musiała poprosić, żebyś wyszła Alessio. Za chwilę zaczną się zbierać członkowie Zakonu, sama rozumiesz...
Wzruszyłam ramionami i wróciłam do pokoju. Tam podzieliłam się dobrymi wieściami z Hermioną, Ginny i Ronem, który też przebywał w naszym pokoju. Powiedziałam im też o dziwnym zachowaniu Syriusza.
- Och, to całkiem proste dlaczego się tak zachował. Po prostu miał nadzieję, że podczas roku szkolnego nie będzie musiał tu siedzieć sam ze Stworkiem. Nie przejmuj się, niedługo mu przejdzie - podzieliła się swoim przypuszczeniem Hermiona. Przyglądałam się jej zaskoczona. Nigdy nie przyszłoby mi do głowy, że Syriuszowi było źle na Grimmauld Place 12. Widocznie się myliłam.
- Tak, pewnie tak... - mruknęłam po chwili. Pewnie mu nie przejdzie, biorąc pod uwagę, że jeszcze się nie pogodziliśmy po naszej kłótni.
Po chwili rozmowa zeszła na Zakon Feniksa, o którym zresztą niewiele wiedziałam.
- To strasznie nieuczciwe, że nie pozwalają nam uczestniczyć w zebraniach. Nie jesteśmy już dziećmi! - denerwowała się Ginny. Jej narzekania przerwał głośny dźwięk aportacji, gdy Fred i George pojawili się w pokoju. Z zaskoczenia prawie spadłam z łóżka, bo chłopcy pojawili się tuż obok mnie.
- Co wy wyprawiacie? - warknęłam rozzłoszczona, gdy George uratował mnie przed wylądowaniem na ziemi.
- Chcieliśmy pokazać wam jak podsłuchać o czym rozmawiają członkowie Zakonu... - zaczął Fred.
- ... ale skoro nie chcecie, to już nie przeszkadzamy - dokończył jego brat.
- Przestańcie już, powiedzcie co to za sposób! - spytała podniecona Ginny, podczas gdy Hermiona przyglądała im się sceptycznie. Jeden z bliźniaków wyciągnął z kieszeni jakiś przedmiot, ale nie mogłam dostrzec, co to takiego. Zaciekawiona czekałam aż powiedzą nam co to takiego.
- Panie i panowie przedstawiamy wam... - George zrobił dramtyczną pauzę.
- ...uszy dalekiego zasięgu - dokończył zniecierpliwiony jego brat.
- Wystarczy, że wetkniemy je pod drzwi, a drugi koniec sznurka do swojego ucha...
- ... i będziemy słyszeć wszystko, co się dzieje na zebraniu! - wykrzyknęli zadowoleni z siebie bracia. Przypatrywałam im się z zachwytem. Ginny już coś wspominała, że planują otworzyć własny sklep i zajmują się wynalezieniem przydatnych produktów, ale coś takiego było niezwykłe!
- Nie możemy ich podsłuchiwać - mruknęła niewyraźnie Hermiona, jednak nikt nie zwrócił na nią większej uwagi - Nie zamierzam ich podsłuchiwać - powiedziała głośniej i wyszła z pokoju.
W pokoju zrobiło się cicho. Ron spoglądał na drzwi ze zgaszoną miną, jakby się zastanawiał czy nie pójść za nią, ale chyba chęć podsłuchania, co się dzieje na zebraniu zwyciężyła, bo nie ruszył się z miejsca. Wyszliśmy z pokoju i skierowaliśmy się w stronę kuchni. Chłopcy wetknęli sznurki pod drzwi i podali każdemu z nas po jednym końcu.
- ... spóźni się, to on ma dzisiaj wartę - usłyszałam szorstki głos, gdy włożyłam sznurek do ucha.
- Tak, oczywiście. Jak twoje zadanie, Alastorze? - teraz dało się słyszeć głos Dumbledore'a.
- Na razie... - ten sam szorstki głos nagle przerwał. Bliźniacy spojrzeli na siebie przerażeni. Gestem nakazali nam zwinąć swoje sznurki. Zaczęliśmy się cicho wycofywać spod drzwi, które w tym właśnie momencie się otworzyły. Pojawiła się w nich ruda głowa pani Weasley.
- Co tu robicie? Dobrze wiecie, że nie powinniście się tutaj kręcić podczas zebrania - powiedziała dość chłodno.
- My tylko wybraliśmy się na krótki spacer po domu - powiedziałam z niewinną miną. Spojrzała na mnie z uniesionymi brwiami. - Jestem pewna, że jeszcze nie widzieliście gobelinu na pierwszym piętrze - dodałam, spoglądając na Ginny i Rona. 
- Chętnie go zobaczę - odrzekł radośnie Fred. 
Pani Weasley nadal nie wyglądała na przekonaną, ale dała za wygraną.
- Lepiej zmykajcie już do pokoju - stwierdziła kobieta.
- Ale mamo, my też chcemy wiedzieć co się dzieje! - zawołała nagle Ginny, nie głośno, aby nie obudzić portretu pani Black. Kobieta spojrzała na nią groźnie.
- Już o tym rozmawialiśmy. Jesteście wszyscy za młodzi! Idźcie do pokojów! - Tak więc, wśród niezadowolonych pomruków poszliśmy do pokoju.
- To nieuczciwe, że ona ciągle traktuje nas jak dzieci - warknęła Ginny, rzucając się na łóżko.
- A co mamy powiedzieć ja i George? My jesteśmy już pełnoletni! - powiedział Fred z wyrzutem. Po chwili już wszystcy narzekali na Zakon i zakazy pani Weasley, a ja wyłączyłam się z dyskusji. Czasami nie wiedziałam, co powiedzieć w ich towarzystwie. Może to skutek tego, że praktycznie nie miałam wcześniej kontaktu z rówieśnikami. Albo może tego, że oni znają się kilka lat, a ja ich dwa tygodnie.
Usiadłam po prostu w kącie i się im przysłuchiwałam. W końcu bliźniacy, z głośnym trzaskiem teleportowali się do swojego pokoju, Ron i Ginny wyjęli szachy i urządzili sobie turniej. Hermiona, która wróciła już do pokoju, czytała jakąś grubą książkę i robiła notatki. Zastanowiło mnie po co jej to, przecież są wakacje. Ale z tego co zdążyłam zaobserwować ona miała chyba obsesję na punkcie nauki. Czas niesamowicie mi się dłużył i nie mogłam znaleźć żadnego zajęcia. Chwilę pograłam z Ginny w szachy, gdy Ron już sobie poszedł, ale byłam w tym tak beznadziejna, że dałam sobie spokój, chociaż rudowłosa zapewniała mnie, że wcale nie było tak źle.
Spotkanie Zakonu w końcu się skończyło i usłyszeliśmy zamieszanie na korytarzu, gdy wszyscy zbierali się do wyjścia. Niedługo potem usłyszeliśmy panią Weasley, która wołała nas na kolację. Przy stole siedzieli już Remus Lupin i Tonks, których już poznałam, oraz jakiś ciemnoskóry czarodziej, który przedstawił mi się jako Kingsley Shacklebolt. Kolacja upłynęła w miarę spokojnie. Tylko raz prawie wybuchła kłótnia, gdy Fred i George zaczęli wykłócać się o to, że oni też chcą należeć do Zakonu. Na szczęście Lupinowi udało się uspokoić bliźniaków i panią Weasley, która była na nich zła od czasu, gdy wybrali się ze mną do mojego spalonego domu. Przez większość kolacji ja, Hermiona i Ginny zaśmiewałyśmy się z Tonks, która zmieniała wygląd swojego nosa. W pewnym momencie Ginny ze śmiechu opluła Rona swoim sokiem dyniowym. Syriusz przez całą kolację nie odezwał się ani słowem. Widocznie był nie w humorze, więc kiedy kazał mi zostać chwilę po kolacji nie spodziewałam się niczego dobrego.
Stanęłam przy oknie, starając się nie patrzeć na ojca. Staliśmy chwilę w ciszy.
- Przepraszam Alessio - powiedział w końcu. Odwróciłam się i spojrzałam na niego. Całkowicie mnie to zaskoczyło. Nie spodziewałam się, że mnie przeprosi - Przepraszam, że byłem zły za to, że pojechałaś do swojego domu bez niczyjej wiedzy. Powinienem był to przewidzieć. W końcu sam zrobiłbym to samo - Na jego wargach zamajaczył cień uśmiechu. - Za wszystko inne też przepraszam.
Wiedziałam, że ciężko mu było to powiedzieć. Chyba nie często kogoś przepraszał.
- Dziękuję, tato - powiedziałam tylko. Nic innego nie przychodziło mi do głowy. Ale to wystarczyło.

Mrs.Black & Evii

2 komentarze:

  1. No nie ! Żeby kończyć to w takim momencie !? XD Więcej więcej więcej ! Więcej wątków Syriusz-Alessia :D Czekam na kolejne <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Kolejny wspaniały rozdział!
    Bardzo podoba mi się was styl pisania, zazdroszczę też świetnych pomysłów na rozdziały ♥
    To.. Czekam na następny *nie dotrwam do czerwca*!
    Pozdrawiam i życzę weny :*

    OdpowiedzUsuń